I nie chodzi tu bynajmniej o rysowanie po nich kredkami. Barwienie lub złocenie brzegów książek to technika, która robi ogromne wrażenie – nie tylko dlatego, że jest dziś już bardzo rzadko spotykana. W jaki sposób można ozdabiać brzegi książek i czy służy to czemuś więcej niż tylko ozdobie?
Wielu z nas na pewno widziało na filmie, zdjęciach, lub na jakiejś wystawie książki, które miały pomalowane lub złote brzegi. Zgodzicie się, że to naprawdę robi wrażenie. Przynajmniej do momentu, gdy nie zobaczymy namalowanych na brzegach… ilustracji lub ukrytych obrazów. „Ukryte obrazy” brzmi prawie jak atrybut powieści przygodowej („Indiana Jones i ukryte obrazy”, czyż nie?), ale to nie fikcja literacka – na bokach ksiąg można tak namalować ilustracje, że nie będzie ich na pierwszy rzut oka widać. Ale po kolei…
Barwienie brzegów
Jedną z prostszych, a zarazem efektownych form zabezpieczenia brzegów książek (powtarzam słowo-klucz: zabezpieczenia) jest barwienie ich na jeden kolor i nawoskowanie. Są to najczęściej farby wodne lub akrylowe, choć w starych książkach zdarza się też rozrobiony grafit. Najprostszą formą jest polakierowanie brzegów szelakiem, dzięki czemu oprócz zabezpieczenia zyskają też wysoki połysk i nieco bardziej szlachetnej barwy – choć sam szelak nie rzuca się już tak bardzo w oczy.

Być może nawet komuś z Was zdarzyło się trafić na książkę, która miała pomalowany tylko jeden brzeg – górny. Czy był to jakiś wybrakowany lub niedokończony egzemplarz? Żadną miarą. W oprawach nakładowych jeszcze jakiś czas temu tak się właśnie zabezpieczało książki.
O co jednak chodzi z tym zabezpieczeniem? Wyjaśnienie jest banalne: kiedy książka stoi na półce, to zbiera się na niej kurz; ale gdy brzeg jest pomalowany, a najlepiej jeszcze polakierowany woskiem lub szelakiem – jego powierzchnia jest śliska i szczelna, dzięki czemu osiadający kurz nie wnika między strony. Można go też wtedy łatwo zetrzeć szmatką lub miotełką do kurzu. Kto ma sporo książek i trzyma je długo w jednym miejscu, ten zapewne wie, jaką jest to plagą i jak trudno taki kurz potem wywabić. Pozdrawiam w tym miejscu wszystkich tych, którzy twierdzą, że książki równie dobrze mogą leżeć, zamiast stać pionowo na półce – pod tym artykułem toczyła się na ten temat dyskusja.


Ilustracje
Następnym niejako poziomem zdobienia brzegów książek jest malowanie na nich ilustracji. Choć wydaje się to dla wielu jakimś kosmosem, to nie ma tu jakiejś wielkiej filozofii ani umiejętności na miarę fizyki kwantowej – te będą potrzebne przy złoceniu. Cała tajemnica tkwi tak naprawdę w odpowiednim przygotowaniu bloku książki – trzeba go odpowiednio mocno ścisnąć w prasie i wyszlifować, czy wręcz wygładzić tak, że będzie odbijał światło. Wtedy papier będzie się zachowywał jak drewno (w końcu jakby nie było, papier jest zrobiony z drzew), po którym można malować. Trzeba też pamiętać, że warstwa farby musi być możliwie cienka, aby nie utworzyć skorupy i nie sklejać ze sobą kartek.

Ukryte obrazy
Techniką malowania ilustracji, której warto poświęcić więcej uwagi jest taki sposób, który nie ma odpowiednika w języku polskim – dlatego używa się angielskiej nazwy fore-edge painting. Polega ona na malowaniu obrazów na boku w taki sposób, że gdy książka jest zamknięta, to tego obrazu nie widać – pojawia się dopiero, gdy książkę otworzymy i strony będą ułożone pod pewnym kątem.
Ci, którzy opanowali tę technikę w sposób naprawdę mistrzowski, byli w stanie umieścić na jednym boku nawet trzy ilustracje: jedna będzie widoczna wtedy, gdy książka będzie zamknięta, druga będzie widoczna, gdy otworzymy książkę, a trzecia wówczas, gdy przewrócimy otwarte karty na drugą stronę, np. po przeczytaniu całości. Ale to nie jedyny wariant – można też np. umieścić dwie ilustracje widoczne po otwarciu, a bok pozłocić, aby zamknięta książka błyszczała złotem. Jakiś czas temu krążył po Internecie filmik z biblioteki amerykańskiego Cornell University, który to ilustruje.
Marmurkowanie
Innym rodzajem dekoracji brzegów, z którym możemy się spotkać, jest marmurkowanie. Jest to ta sama technika, co przy papierach marmurkowych – z tą różnicą, że na pływających po wodzie farbach nie kładziemy arkusza papieru, a zanurzamy ściśnięty blok książki. Efekt jest naprawdę spektakularny. Spodziewajcie się wpisu na temat marmurków, bo jest to dość często spotykana technika w introligatorstwie.

Wariacje
Zdarzają się też dekoracje z wymieszanymi technikami, np. przecierane farby i nieregularne złocenie. Osobiście to właśnie te darzę szczególnym zamiłowaniem.


Non omne quod nitet aurum est
I tak oto przechodzimy do najtrudniejszej, ale i najbardziej cenionej, a zarazem najtrwalszej techniki zdobienia brzegów: złocenie. Dobrze wyzłocony brzeg książki robi naprawdę, NAPRAWDĘ ogromne wrażenie.

Jednak aby tak było, musi ono być perfekcyjnie wykonane. A jest to technika bardzo czasochłonna, skomplikowana i wymagająca naprawdę ogromnego skupienia. Skupienia na tym poziomie, na którym wstrzymuje się oddech i wykonuje poszczególne czynności w bawełnianych rękawiczkach, ponieważ płatki złota mają grubość rzędu 0,01 – 0,05 μm (tak, mikrometra) i każdy ruch powietrza, nawet ten wywołany machnięciem ręki może je powyginać; z kolei najmniejsza nawet ilość tłuszczu przeniesiona z dłoni zmieni właściwości złota i sprawi, że się nie przyklei do podłoża. Można o tej technice powiedzieć, że jest to zaiste chirurgiczna praca, bo nawet jeden błąd na którymkolwiek etapie spowoduje, że złocenie się nie uda. Od pracy chirurga różni się tylko tym, że tutaj od naszego błędu nie zależy niczyje życie.
Dlatego też od wieków powstają różnorakie techniki zastępcze, którymi próbuje się imitować złocenie. Można złocić np. aerografem, można rozrobić złoty pigment, można używać płatków ze szlagmetalu (czyli farbowanego na złoto stopu metali); można też, co jest dziś czasem stosowane w niektórych wysokonakładowych, ale nieco droższych publikacjach – użyć złocenia poprzez naprasowanie złotej folii. Takiej samej, jak w decoupage’u.
I w gruncie rzeczy na kimś nieobeznanym taka ozdoba też będzie robiła niemałe wrażenie. Do pewnego stopnia da się prawdziwe złocenie tymi technikami imitować. Jednak tak jak jubiler łatwo odróżni pozłacany stop metali od prawdziwego złota, tak jeśli widziało się wcześniej choć kilka razy złocenie brzegów wykonane prawdziwym złotem, to nie będzie się miało większego problemu z odróżnieniem go od imitacji – o tyle szlachetniejsze i piękniejsze jest prawdziwe złocenie. Odbicie i kolor prawdziwego złota ma zupełnie inną głębię, barwę, i to takie… coś, co trudno nazwać, a co sprawia, że nie można oderwać odeń wzroku.


Złocenie prawdziwymi płatkami złota (złota, srebra lub miedzi) pozwala też na uzyskanie większej gamy możliwych efektów. Bardzo wiele zależy bowiem od rodzaju podkładu i przede wszystkim jego koloru – inny odcień będzie miało złoto położone na bezbarwnym białku od jajek (będzie jasne i bardziej żółtawe), a zupełnie inny odcień – bardziej czerwonawy i głębszy – będzie miało złoto położone na czerwonym pulmencie. Pulment może mieć też inne kolory – żółty, czarny czy niebieski – i na każdym z nich złocenie będzie miało inny odcień. Można też uzyskać na nim bardzo wysoki połysk, lub wręcz przeciwnie – powierzchnię matową. Pulment jest zresztą najlepszym podkładem pod złoto, ale i najtrudniejszym do zastosowania. Jeżeli jednak uda się pozłocić na nim brzegi książek – to wytrzyma nie tylko kilkadziesiąt, ale i kilkaset lat. Istnieją egzemplarze książek pozłocone w XVI czy XVII wieku, które do dziś nic nie straciły ze swojego blasku. Sposobów położenia płatków złota na książce i spoiw jest wiele, a każdy z nich może dać inny efekt. Trzeba naprawdę wielu lat doświadczenia, żeby je wszystkie poznać i umieć perfekcyjnie zastosować.


Cyzelować można nie tylko słowa
Cyzelować można słowa, wiersz, lub każdy inny twór – będzie to wtedy znaczyło, że jest dopieszczony do granic możliwości, dopracowany do perfekcji. Ale w rzemieślnictwie cyzelowanie ma zupełnie inne znaczenie. W introligatorstwie oznacza ono wybijanie wzorów lub faktur na pozłoconej powierzchni książki.

Gdy tak poznajemy wszystkie techniki zdobienia boków książek, to wniosek nasuwa się sam – nie wszystko złoto, co się świeci.
Ale to już wiecie.
Kolejny ciekawy artykuł. Przyjemnie się czyta ;)
„0,01 – 0,05 μm (tak, niutonometra)” ale nie niutonometr (dżul), a mikrometr. Czekam na dalsze wpisy ;)
Właśnie miałam zapytać, dlaczego niutonometr a nie mikrometr, ale widzę, że już nie muszę ;)
Drobna wpadka, ale blog ciekawy. Również czekam na kolejne informacje.
Poprawione! Niestety wszędzie tam, gdzie w grę wchodzą nauki ścisłe, dla mnie zaczyna się bardzo cienki lód. ;)
Jak zwykle wiele ciekawych informacji. Bardzo dziękuję.
Ciekawy tekst, dziękuję!
Poprawcie tylko proszę ostatnie zdanie („Poznając… nasuwa się wniosek”).
Poprawione. Faktycznie, nie było szczególnie fortunne ;)
Bardzo ciekawy artykuł :)
Przemysłowo dziś robi się natryskiem po wcześniejszym frezowaniu (szczotkowaniu) dla dobrego przylegania – a złoto – do niedawna to opiłki mosiądzu lub barwionego na żółto aluminium. Obecnie – nano-kuleczki ceramiczne barwione żółtym dla imitacji złota.
Bez bicia przyznaję się, że introligatorstwo i papiernictwo przemysłowe nie wzbudza we mnie aż takiej sympatii, zatem i znajomość słabsza. W tym temacie zatrzymałem się na maszynach do złocenia poprzez przyklejanie i „wprasowywanie” folii na gorąco. Natomiast obiło mi się o uszy, że owa folia jest produkowana metodą natryskową – nie wiem na ile podobną do tej, którą ma Pan na myśli. Pozdrawiam serdecznie!
Ciekawa sprawa, szkoda tylko, że opisujesz techniki w tak lakoniczy sposób. Brakuje mi tu kilku informacji rodzajowych: dlaczego fore-edge painting nie był popularny w Polsce? W jakich krajach był? Kiedy, która technika była popularna? Czy barwienie brzegów polega na wzięciu pędzla i pomalowaniem go farbą wodną?
Z chęcią dowiedziałabym się więcej!
Przyjmuję tę uwagę do serca, choć przyznam szczerze, że tekst jak na standardy internetowe i tak jest już dość długi – a takie wchodzenie w szczegóły by go jeszcze wydłużyło. Jak by się tak bardziej zagłębić, to o samym zdobieniu można by napisać książkę. W sumie to… dlaczego by jej nie napisać? ;) Pozdrawiam serdecznie!
Piękna rzecz. Rzeczywiście, nie raz widywałam książki pomalowanym brzegiem, zwłaszcza te wielkie, stare kloce które dość często mam przyjemność przynosić z biblioteki. Najczęściej jest marmurkowy – Biblioteka Jagiellońska oprawia książki zawsze w twarde okładki z marmurkowym wzorem, więc czasami ten sam wzór dorzuca na brzegach. Uroczo to wygląda. Niestety, naprawdę złoconego brzegu jeszcze nie widziałam na żywo. ,,Nie wszystko złoto, co się świeci” i nie wszystko szlachetne kamienie, co je przypomina. Takie wnioski bardzo często nasuwają się przy starych, polskich książkach. Prawdziwe oprawy złotnicze to chyba u nas nie występują, ale usilnie próbowano je podrabiać. W odniesieniu do poprzednich komentarzy… Czytaj więcej »
Byloby super gdyby opisy technik były bardziej szczegółowe. Zaglądają tu również pasjonaci, a prezentujesz podstawy. To poszerzyloby grono Twoich odbiorców. Przeplataj proszę wpisami bardziej technicznymi. Doceniam, ze popularyzujesz, duzy plus!
Co mam rozumieć pod bardziej szczegółowym opisem technik? Instrukcje czy po prostu nieco dokładniejsza wiedza na temat tego, jak i jakimi materiałami coś zostało wykonane?
Dziękuję! :)
Kolejny ciekawy artykuł. Bardzo się cieszę, że trafiłam na tą stronę. Czytam sporo książek ale widzę, że mało wiem na temat powstawania tego co znajduje się w moich dłoniach.
Dziękuję za wszystkie informacje przekazywane w bardzo ciekawy i przystępny sposób.
Bardzo ciekawy blog. Gratuluję!
Czy ta złota folia, o której Pan pisze, to ta nanoszona przy użyciu temperatury? Zastanawiam się nad domowym, zupełnie amatorskim sposobem. Żelazko?
Można spróbować, ale nie należy spodziewać się cudów ani powtarzalności. Na zasadzie – czasem się uda, czasem nie. ;) Oprócz żelazka przyda się jeszcze cieniutka warstwa kleju do złoceń – można dostać takie w sklepach plastycznych.
mogę prosić o poradę jak ten proces odczynić? jak przerobić złocony brzeg, na normalny?
Dzień dobry! Można zakupić wydanie bez złoconego brzegu, a to złocone przekazać mnie. (Sumienie nie pozwala mi doradzić, aby po prostu oddać brzegi do przycięcia.) Mam nadzieję, że pomogłem. Pozdrawiam serdecznie, JG
Nie do końca, bo nie oddam. Ale doceniam wysiłek.
Witam czy ktoś się z państwa orientuje Czy można sobie zrobić gdziekolwiek w Polsce jakieś szkolenie albo kurs jeżeli chodzi o malowanie i złocenie brzegów krawędzi książek