Wielu z Was zapewne zastanawia się, jak wyglądają warsztaty introligatorskie, którymi się tak chwalę: co się na nich dzieje, czego można się na nich nauczyć i czy warto na nie w ogóle iść. Postanowiłem więc zebrać różne wrażenia, relacje i myśli i nakreślić obraz warsztatów nieco dokładniej; a przy tym opowiedzieć, co tak naprawdę jest ich istotą i dlaczego dzięki nim zmienimy nasze myślenie o książkach, oraz… dlaczego po tych warsztatach nasze obiady mogą być smaczniejsze.
Z pozoru wydaje się, że na kursy introligatorskie przychodzi się po to, aby nauczyć się robić na nich oprawiać książki. I w rzeczy samej – uczymy się na nich krok po kroku wykonywać własny, zindywidualizowany notes w oprawie wklejanej (a mówiąc bardziej fachowo: teczkowej). Jednak wykonany na warsztatach notes jest tak naprawdę tylko… jedynie dodatkiem oraz kropką nad i do tego, co się na warsztatach dzieje – a ich osią jest coś innego. Ale po kolei…
Co robimy na warsztatach?
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2014 roku, gdy niejaki Grzegorz Barasiński zaproponował mi prowadzenie warsztatów w jego Krakowskiej Szkole Kaligrafii, Iluminatorstwa i Dziedzin Pokrewnych. Obok warsztatów kaligrafii artystycznej i iluminatorstwa pojawiło się też introligatorstwo, jako jedno z dawnych, a dziś powracających do łask rzemiosł i dziedzin sztuki. Prowadzę je od tamtego czasu do dziś. Są to jedyne tego typu warsztaty w naszym kraju odbywające się regularnie. Stale poszerza się ich tematyka: od ozdobnych notesów, szytych na sposób japoński i koptyjski, przez naprawianie książek czy wykonywanie etui i futerałów.
Na każdych warsztatach szyjemy notes. Robimy to od zera: zaczynamy od zwykłych arkuszy papieru, które następnie złamujemy, zszywamy w blok, formujemy, dołączamy zakładkę i kapitałkę (czym jest kapitałka, przeczytasz tutaj). Konstruujemy twardą okładkę i oblekamy ją płótnem, a na koniec łączymy ją z blokiem i wkładamy w prasę do wyschnięcia.
Natomiast na warsztatach dla zaawansowanych, które odbywają się w drugiej części semestru, wykonujemy oprawę organiczną półskórzaną ze zwięzami, o której można poczytać tutaj. Techniki, które stosujemy, są bardziej zaawansowane. Kapitałki nie są już wklejane, tylko ręcznie przez nas wyszywane, okładka jest na stałe przytwierdzona do bloku, a do oprawy używamy prawdziwej skóry. Cały urok nie polega jednak na tym, że używamy skóry i robimy zwięzy. Istotne jest to, jak używamy tych materiałów i z jaką dbałością te notesy wykonujemy.
Diabeł tkwi w szczegółach
Pomiędzy głównymi czynnościami pojawiają się jeszcze inne, drobniejsze działania, które są bardzo istotne. Nieoficjalnym mottem tych warsztatów jest zresztą przysłowie, że diabeł tkwi w szczegółach – bo najczęściej to właśnie od tych szczegółów zależy efekt końcowy. I jeśli zlekceważymy jakiś niuans – na przykład wyrównanie lusterka na okładzinach – to możemy tym położyć cały efekt. Czy to znaczy, że warsztaty są trudne? Bynajmniej. Ich drugim mottem jest powiedzenie, że nie święci garnki lepią . Doskonale obrazuje ono fakt, że podoła nim każdy, kto ma w sobie chociaż trochę chęci.
Warto się jednak uzbroić w cierpliwość, bo pracy wcale nie jest mało: własnoręczne stworzenie notesu zajmuje nam od sześciu do ośmiu godzin. I to raptem przy dziesięcioosobowej grupie. Grupy na warsztatach zawsze mają maksymalnie dziesięć osób z prostego powodu: chcę w tym czasie każdemu poświęcić tyle czasu i uwagi, ile tylko jest to potrzebne; robię tak również dlatego, by zachować kameralną atmosferę. Dzięki temu każdy z nas się zna i nawiązują się życzliwe relacje, owocując dodatkową wiedzą, którą się we własnym gronie dzielimy.
Tworzenie jednego notesu przez osiem godzin może wydawać się niedorzeczne – ale cóż mogę powiedzieć: jeśli chcemy go wykonać lege artis, to wymaga to czasu i skupienia. Nie da się porządnie oprawić książki w godzinę, podobnie jak nie namalujemy pięknego obrazu w tak krótkim czasie. A robione na moich warsztatach notesy, od dobrych książek różnią się tylko tym, że nie są jeszcze zapisane.
Jak przebiega praca?
Pierwsza połowa zajęć to spokojna, dokładna i benedyktyńska praca, podczas której efekty są jeszcze niezbyt widoczne i ledwie majaczą na horyzoncie, ale za to charakter pracy jest wyciszający i pełen skupienia. Wręcz relaksujący. Składamy wtedy blok i go formujemy. Jest to na tyle precyzyjne zadanie, że czasami jesteśmy tak skupieni, iż przez dobrych kilka chwil nie pada na sali ani jedno słowo. Wszyscy pochyleni nad swoimi notesami dokładnie wykonują zadania i z ogromną pieczołowitością dbają o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Zaryzykuję stwierdzenie, że to niemal medytacja poprzez pracę.
W drugiej połowie warsztatów robimy okładkę, którą następnie pod sam koniec zajęć łączymy z blokiem książki. Wtedy pojawia się tzw. efekt wow, ponieważ notes nabiera realnych kształtów. Zaczyna wyglądać jak prawdziwy notes, a to zawsze wiąże się z ogromną satysfakcją i wielką radością. Czasem przez salę przebiega nawet taki specyficzny szmer zadowolenia albo westchnienie pełne zachwytu dla samego siebie i swojej pracy. To naprawdę świetne uczucie – nie dziwię się więc, że pojawiają się właśnie takie reakcje. Motywacja rośnie wtedy do sufitu, a praca wyraźnie nabiera dynamiki, bo wszyscy nie mogą się doczekać końcowego efektu.
Pewnie myślicie, że siedzimy tam niczym uczniowie w szkole. Nic bardziej mylnego. Atmosfera jest bardzo przyjazna, luźna i zawsze pełna humoru. Zdarza się czasem, że śmiechy, rozmowy i gawędy są tak angażujące i tak wciągające, że zajęcia się przedłużają, a kończy je wspólne wyjście na kawę. Po takim dniu po prostu trudno jest nam się rozstać.
Twórcze i produktywne spędzanie czasu zbliża i łączy, a w czasie zajęć zawiązuje się między nami wyjątkowa relacja oparta na wspólnej pasji. Przez cały czas wymieniamy się wiedzą, spostrzeżeniami i sztuczkami ułatwiającymi pracę – ponieważ ile osób, tyle metod. Zajęcia wyglądają wtedy trochę jak grecka hetaireía.
Kto przychodzi na warsztaty?
I nie ma co się dziwić – na takich warsztatach zwykle spotykają się osoby, które mają ciekawe zainteresowania i dużo do opowiedzenia. Są przedstawicielami najróżniejszych zawodów i szkół. Co ciekawe, byli nawet i inni introligatorzy, którzy na co dzień pracują na stanowisku introligatora w drukarniach, ale ich praca ogranicza się do włączenia i wyłączenia maszyny, która robi za nich okładkę czy skleja blok. Dzięki ich obecności sam się często czegoś nowego uczę lub dowiaduję o metodach pracy przemysłowej, która (trochę programowo) jest mi obca.
Obecni są również pracownicy antykwariatów, bibliotek, wydawnictw i inni przedstawiciele tzw. rynku książki. Często jest tak, że są oni delegowani przez miejsce, w którym pracują, aby doszkolić się z wiedzy na temat książek i ich powstawania. To oczywiście bardzo słuszna decyzja, zważywszy na charakter ich pracy; w końcu warto, żeby ktoś, kto na co dzień pracuje z książką, choć raz zobaczył, jak ona powstaje i jak jest zbudowana. Regularnie pojawiają się też fotografowie, którzy chcą rozwinąć wiedzę na temat albumów i pracy z papierem.
Najliczniejszą grupę uczestników stanowią jednak wszelkie przypadki książkoholików. Od tych drobnych, którzy dopiero co wpadli w sidła tego jakże słodkiego nałogu, przez tych, którzy po prostu dużo czytają i chcieliby wiedzieć nieco więcej o książkach, do tych najcięższych przypadków, którzy przychodzą na warsztaty i oznajmiają, że mają w domu kilka lub kilkanaście tysięcy książek i chcieliby się nauczyć je oprawiać lub naprawiać, bo oddając je do introligatora, rychło by zbankrutowali. Dowiedzą się wtedy nie tylko jak oprawiać książki, ale również skąd wynikają najczęstsze defekty czy uszkodzenia. Nierzadko zdarzają się też tacy, którzy są po prostu zafascynowani rzemiosłem introligatorskim i chcą w końcu zobaczyć, jak taka praca wygląda w rzeczywistości.
Bardzo często pojawiają się różni hobbyści i majsterkowicze. Czasem jest tak, że od lat marzą o oprawianiu książek, a czasem wręcz przeciwnie – jest to jedno z wielu ich zajęć i zainteresowań po pracy, obok np. sklejania modeli, stolarstwa, kaletnictwa czy scrapbookingu.
Bardzo często przychodzą studenci kierunków artystycznych i takich, które w jakiś sposób związane są z książkami (np. polonistyka). Chcą poznać od strony praktycznej to, co poznali już w teorii.
Dzięki temu zróżnicowaniu, wymieniamy się doświadczeniem. Trudno mi zliczyć te bezcenne momenty, gdy modelarz z dziesięcioletnim doświadczeniem pokazuje nam, jak rozrysować i wyciąć bryłę w lepszy niż dotąd sposób, gdy chemik tłumaczy, jak lepiej przygotowywać kleje w domowych warunkach, a drukarz zdradza, który papier i do jakich zastosowań będzie najlepszy. Bo wiecie, mój sposób wykonania jakiegoś elementu wcale nie musi być najlepszy. I zawsze z chęcią się dowiem, jak zrobić to lepiej.
Czy w takim razie może przyjść na nie każdy?
Tak. Nie trzeba spełniać żadnych warunków ani mieć jakichś specjalnych umiejętności, aby w nich uczestniczyć. Nawet jeśli nigdy nie majsterkowałeś, ani nie oprawiałeś wcześniej książek, ale z jakiegokolwiek powodu chciałbyś zobaczyć, jak to się robi – to są one właśnie dla Ciebie, Drogi Czytelniku.
Dopiero na warsztatach dla zaawansowanych przydają się umiejętności manualne, bo na nich robimy już nieco bardziej wymagające rzeczy. Ale nie są to umiejętności specjalistyczne – każdy się tu odnajdzie. Przydaje się też wiedza wyniesiona z poprzednich warsztatów. Oczywiście jeśli chcesz przyjść na poziom zaawansowany, nie mając ani tej wiedzy, ani wysokich umiejętności manualnych, to może być Ci wówczas dużo trudniej. Na tyle trudno, że może to być dla Ciebie zniechęcające. A byłoby mi szkoda, gdybyś wyszedł z nich niezadowolony.
Wbrew pozorom, wiedza przekazywana na warsztatach jest nie tylko hobbystyczna czy „ciekawostkowa”: ma ona liczne zastosowania praktyczne, że wspomnę choćby tylko o naprawie i zabezpieczaniu książek w domowych księgozbiorach. Ale te umiejętności, choć bardzo przydatne, są tylko częścią tego, co można wynieść z warsztatów.
Tu chodzi o coś znaczniej więcej: mając tę wiedzę, można łatwo odróżnić książkę dobrze wydaną od źle wydanej, patrząc jedynie na jej konstrukcję. Często też słyszę od uczestników, że po moich warsztatach nie mogą patrzeć na półki w księgarniach, bo dostrzegają błędy w wydanych już książkach. Wiedząc też, ile trzeba włożyć wysiłku w zszycie i oprawienie książki, zwyczajnie nie chcą już obcować z taniochą.
Czego więc uczą warsztaty?
Odpowiedzmy sobie wreszcie na pytanie postawione na początku tekstu. Czego się nauczymy na warsztatach?
Tego, jak wygląda praca tradycyjnego introligatora.
Tego, jak zbudowana jest książka i dlaczego właśnie tak, a nie inaczej.
Jak dzięki tej wiedzy odróżniać dobrze zrobioną książkę od źle zrobionej.
Tego, ile trzeba włożyć pracy w wykonanie pięknej oprawy i do jakich szczegółów należy przykładać wagę.
Jak używać narzędzi i jakimi regułami się kierować, aby pracować nie tylko ciężko, ale też mądrze i efektywnie.
Zawsze zaznaczam, że nie robię pokazów introligatorskich, tzn. nie mamy ze sobą narzędzi czy urządzeń, których każdy uczestnik nie byłby w stanie sam zakupić i używać później w domowych warunkach – choć używamy narzędzi i materiałów typowych dla pracy introligatora, na przykład kostek, prasy czy szywnicy (które zresztą można po warsztatach zakupić). Informuję też, gdzie znaleźć materiały i jakich zamienników można używać.
Wiedza i techniki, które przekazuję, są stosowane w introligatorniach na całym świecie i przekazywane od dziesięcioleci. Staram się jednak dobierać takie rozwiązania, które może wykorzystać każdy – również ten, kto nie miał wcześniej do czynienia z papierem i tekturą.
Sięgaj, gdzie wzrok nie sięga
Czy to wszystko, czego się na warsztatach nauczymy?
Zdecydowanie nie. Jak już sobie powiedzieliśmy, nauka oprawy i wykonanie notesu to tak naprawdę jedynie pretekst do czegoś głębszego. Na warsztatach uczymy się nie tyle tworzyć, ile obcować z książką. Poznanie tych wszystkich technik i różnych rodzajów opraw daje nam narzędzie do tego, aby móc samemu analizować oprawy, materiały i jakość ich wykonania – a to pozwala nam czerpać z nich o wiele większą przyjemność i się w nich wręcz rozsmakowywać. To bardzo podobnie, jak z czytaniem tekstu, np. powieści, a jego rozumieniem – przeczytać tekst może każdy, ale nie każdy potrafi go zrozumieć. A przecież dopiero zrozumiany tekst daje nam możliwość pełnego cieszenia się jego treścią, rozumienia aluzji, kontekstu, analogii, dostrzegania oryginalności lub jej braku. Dopiero wtedy możemy ten tekst przeżywać. Idąc dalej – gdybyśmy znali techniki pisarskie, to doskonale wiedzielibyśmy, która książka jest dobrze napisana, a która nie; widzielibyśmy, który pisarz doskonale tymi technikami operuje, a który jedynie sprawia takie wrażenie.
Tak samo jest z książkami: każdy może ją chwycić i obejrzeć. Niektórzy mogą nawet powiedzieć „ładna” albo „brzydka”. Jednak mając wiedzę wyniesioną z warsztatów, widzimy w książce o wiele więcej, niż tylko to, czy jest „ładna”, czy „brzydka”. Widzimy, czy oprawa jest wykonana zgodnie z regułami rzemiosła, czy też zupełnie od nich odbiega. A jeśli odbiega, to czy twórca zrobił to świadomie, czy nie. Widzimy też, ile pracy i umiejętności wymaga wykonanie jakiegoś szczegółu, którego przeciętny człowiek nawet nie będzie widział, a który mogli wykonać tylko nieliczni. Zaczynamy inaczej myśleć o książce, bo postrzegamy ją już nie jako gotowy przedmiot, ale jako dzieło i sumę wielu czynności, nierzadko bardzo trudnych. Będziemy też wiedzieć, czy książka, nad którą wszyscy się zachwycają, rzeczywiście warta jest tych zachwytów i pieniędzy, których ktoś za nią żąda. A jeżeli będzie – to nasz zachwyt będzie o wiele większy.
Na warsztatach uczymy się nie tylko oprawiać książki. Uczymy się je przeżywać.
Dodam tylko, że gdy nauczymy się tak przeżywać i „konsumować” książki, to zaczniemy powoli przenosić tę umiejętność na inne dziedziny życia. Na oglądanie filmów, słuchanie muzyki, na jedzenie czy odpoczywanie. A nawet na czynności tak przyziemne i codzienne, jak krojenie kotleta (wszak nie wszyscy wiedzą o tym, że mięso – podobnie do papieru – ma strukturę włóknistą i że krojąc je w określonym kierunku, będzie miało lepszy smak).
Jakkolwiek szumnie to zabrzmi – to owszem, wszystkie czynności, które dzięki tej wiedzy zaczniemy wykonywać w prawidłowy sposób i z dbałością o szczegóły – nabiorą lepszego smaku.
Na koniec
Tyle ode mnie. Jednak w takich sytuacjach o wiele większą wagę od mojego gadania mają słowa tych, którzy w warsztatach uczestniczyli (a było ich, według moich szacunków, ok. 250 osób). Co oni mają do powiedzenia?
Ps. Jeżeli Ty też, Drogi Czytelniku, byłeś na moich warsztatach i chciałbyś opisać w komentarzu swoje wrażenia – będę Ci bardzo wdzięczny.
Pps. Zdjęcie tytułowe wykonał M. Kaczyński.
Magda, 33 lata, polonistka i korektor:
Papier, szycie i zdobienie książek i notesów, sztuka rękodzieła, przeglądanie starych ksiąg… wszystko to, co lubię, znalazłam na warsztatach introligatorskich.
Zapisałam się na nie z czystej ciekawości i nawet nie przypuszczałam, ile się tam nauczę. A jak wiadomo, wiedza zdobyta w sposób praktyczny, zostaje nam w głowach na dłużej. Teraz już wiem, czym są tajemnicze zgrubienia na grzbietach książki, siateczki czy nitki w szytych książkach. Teraz już wiem, jak się szyje i oprawia książki. Co więcej – potrafię to zrobić sama.
Miła atmosfera, praca w skupieniu, wnikliwe i rzeczowe uwagi prowadzącego i co najważniejsze – możliwość oglądania efektów swojej pracy, zabrania do domu notesu, nad którym pracowało się zawzięcie przez kilka godzin. Polecam jako dobry pomysł na twórczy i ciekawy weekend.
Łukasz, 28 lat, antykwariusz:
Introligatorstwem od strony teoretycznej interesuję się od dłuższego czasu, nigdy nie miałem jednak okazji ani wystarczającej motywacji aby zająć się tym rzemiosłem na poważnie. Nie jestem typem samouka, który na postawie filmów instruktażowych zamieszczonych na Youtubie potrafi opanować postawy każdej pracy manualnej. Do praktycznego zastosowania nagromadzonej wiedzy potrzebowałem kogoś kto pokaże mi na żywo jak zrobić coś z papieru, tektury, kleju, nici i płótna.
W ten właśnie sposób trafiłem na warsztaty do Jana Grochockiego – introligatora i blogera. Warsztaty prowadzone przez Jana oceniam bardzo dobrze, były dla mnie inspiracją do rozpoczęcia samodzielnej pracy nad rzemiosłem i uświadomiły dwie rzeczy: po pierwsze, każdy może nauczyć się podstaw sztuki introligatorskiej jeżeli bardzo chce. Po drugie, dla kogoś, kto nie przejawiał nigdy talentów plastycznych i nie wykonywał prac manualnych, droga do perfekcji będzie dłuższa, ale bardziej satysfakcjonująca. Na pewno cieszy mnie również fakt, że introligatorstwo budzi się do życia z zimowego snu i zajmuje należne mu miejsce.
Justyna, 26 lat, introligator:
Na podstawowy i zaawansowany kurs introligatorski wybrałam się z celem podszkolenia mojego warsztatu. Nauczyłam się na nim bardzo dużo praktycznej wiedzy, która znacznie ułatwiła i przyspieszyła moją pracę. Dowiedziałam się o nowych technikach, materiałach, narzędziach. Mogłam się również wymienić doświadczeniem z innymi uczestnikami kursu. Zajęcia mijały w przyjemnej atmosferze, bez pośpiechu. Jan z dużą cierpliwością odpowiadał na całe morze moich pytań.
Świetny tekst, a na warsztaty od dawna mam ochotę. Moją pasją są bowiem notesy i notatniki, kupuję je, zapisuję, jeden czy dwa zrobiłam sama, ale wiadomo, wiedzy nigdy za wiele.
Serdecznie zapraszam! Od końca stycznia będą nowe terminy – w tym roku już wszystko porezerwowane.
Świetne warsztaty, własnoręcznie zrobiony notes sprawia dużą satysfakcję i rozbudza apetyt na następne realizacje. Coś, co wyglądało bardzo skomplikowanie, okazało się nie takie trudne, choć bez właściwych wskazówek byłoby trudno. Bardzo polecam :)))))))
Bardzo inspirujące i ciekawe warsztaty :) Miałam przyjemność uczestniczyć w zajęciach w Krakowie. Proces tworzenia notesu od samych kartek aż do okładki i etui pozwala na wyjście z tych warsztatów z przekonaniem, że było warto. Korzystając z okazji Janku – czy do natłuszczania sznurka przed szyciem nadaje się tylko wosk pszczeli czy są jakieś inne produkty, które można stosować?
Kiedyś użyłem parafiny i też dała radę ;) ale tylko dlatego, że nie było nic innego pod ręką. Najlepiej albo wosk, albo użyć nici lnianej, która jest z natury bardziej zwarta.
Dziękuję za odpowiedź ! :) W najbliższym czasie będę próbowała zrobić kolejny notes więc pewnie będę miała jeszcze parę pyta, mimo, że sporo pamięta się z samych warsztatów i to bez robienia notatek! :)
Pozdrawiam
To znowu ja :) Przymierzam się do kupna papieru na notes, musi się zrobić do Mikołajek :) Jaka gramatura będzie nejlepsza na notes? Nie robiłam notatek na warsztatach i mi umknęło :(
Preferuję 100-120 gsm. Minimum to 90 gsm – ale wtedy musi być naprawdę wysokiej jakości ;)
Dzięki! :) A jaką preferujesz grubość tektury do okładek? Zapomniałam o to zapytać w poprzednim komentarzu. I ostatnie już mam nadzieję pytanie: Gdzie można zakupić „szpikulec” do robienia dziurek w papierze? :)
Do takich notesów, jak robiliśmy na warsztatach – 1,5 mm. Jeśli chodzi o „szpikulec” – można go znaleźć w sklepie juchcik.pl. Pozdrawiam! :)
Przyszłam się poczepiać językowo, bo szkoda tak dobrego wpisu. Raz: arkusze spokojnie możemy łamać, zamiast je złamywać ;) (początek wpisu); dwa: mięso może mieć lepszy smak, kiedy je kroimy, a nie krojąc (to już na końcu).
Coraz większą mam ochotę na te warsztaty, ale nie tak łatwo mieć do dyspozycji wolny dzień. Może za kilka miesięcy się uda…
Dziękuję! Doceniam i lubię czapianie się, bo można się dzięki temu doskonalić. Naprawdę :)
Jednak proszę się upewnić, czy łamanie i złamywanie to rzeczywiście to samo. ;)
W introligatorstwie a także w zecerstwie przyjęło się mówić „łamać”. Pozdrawiam EdwardR
Cudownie…od dawna marzy mi sie wzięcie udziału w takich warsztatach! Czy i gdzie odbędą sie w 2018 r.?
Jak najbardziej się odbędą – nowe terminy będą podane w przyszłym tygodniu, proszę śledzić fanpage na Facebooku lub zapisać się na subskrypcję bloga :) Pozdrawiam!
Byłam na takich warsztatach, zresztą chyba jak większość osób z mojego kierunku (edytorstwo z nastawieniem tradycjonalistycznym, wiec nie tylko siedzimy ,,w komputerach”). I wszyscy praktycznie wykorzystujemy zdobytą wiedzę, robiąc sobie kolejne notesy, kalendarze, ale też zwykłe zeszyty albo makiety książek na zajęcia :D Myślę, że każdy człowiek który chce projektować książki powinien obowiązkowo umieć je stworzyć ręcznie, a poza tym to naprawdę świetna zabawa. I wielka satysfakcja, nawet jeżeli twój pierwszy notes wyjdzie straszy albo pomylisz rodzaje papieru :D Popełniłam w czasie warsztatów masę błędów, bo nie jestem zbyt precyzyjna, ale wszystko udało się naprawić i bardzo się cieszę, że… Czytaj więcej »
Praktyka czyni mistrza!
Niesamowicie miło mi to wszystko słyszeć, naprawdę! Bardzo dziękuję :)
Dzień dobry, a czy moge prosić o informację co do ceny i terminow warsztatów na 2020? Jestem zainteresowana podstawami.
Dzień dobry!
Najbliższe warsztaty podstawowe odbędą się 8 sierpnia w Warszawie, ich koszt wynosi 280 zł. Terminy jesienne będą ogłoszone w trakcie sierpnia. Zapraszam do zakładki „warsztaty introligatorskie” oraz na Facebooka – w tych miejscach zawsze podaję aktualne terminy.
Pozdrawiam serdecznie!
Dzień dobry, pod jakim adresem w Krakowie są warsztaty? Bo nigdzie nie ma adresu tej tajemniczej szkoły:)
Na ul. Grodzkiej 60. ;)
Świetny pomysł. Naprawdę, niewielu mistrzów sztuki introligatorskiej zostało a więc tym bardziej godnym pochwały jest Pańskie dzieło. Sam bym przypomniał sobie „Jak się to robi”. Może kiedyś. Pozdrawiam serdecznie. EdwardR
Dziękuję!
Czy będą jeszcze organizowane warsztaty podstawowe w Krakowie? :)
Dzień dobry, na ten moment nie ma niestety takich planów… ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość. :)