Zapalonego czytelnika lub bibliofila można poznać podobno po tym, że traktuje książkę nie tylko jako źródło wiedzy lub rozrywki, ale także jako przedmiot swoistego kultu. A kult objawia się między innymi w praktykowaniu rytuałów. Jakie zatem rytuały wykonują czytelnicy?
Odniesienia do praktyk religijnych są oczywiście satyrą na tych „najbardziej zaawansowanych” czytelników, lecz jak każda dobrze skonstruowana satyra, nie bierze się znikąd – z czytaniem jako elementem ceremonii lub rytuałem samym w sobie mamy do czynienia w świątyniach podczas nabożeństw różnych wyznań. Warto przy tym przypomnieć definicję słowa rytuał za Słownikiem PWN:
- «ustalona forma symbolicznych czynności, składających się na obrzęd religijny, praktyki magiczne lub podniosłą uroczystość»
- «zespół czynności, których częste powtarzanie tworzy dotyczący czegoś zwyczaj»
Jak wiadomo, rytuały wykonuje się po to, aby w czasie ich trwania życie codzienne, czas i wszystko co zaprząta naszą głowę, zostało zawieszone i przestało się dla nas liczyć. Dzięki temu podczas trwania rytuału wchodzimy w harmonię i jedność z sacrum. Dla jednych takim sacrum są przeżycia religijne, dla innych spotkanie z ukochaną osobą, a dla jeszcze innych poranna kawa lub niedzielne wyjście do galerii handlowej.
Tak, czytelnicy oraz bibliofile mają swoje rytuały, które wprowadzają ich w wyjątkowy czas czytania lub uświęcają książki, czynności oraz przedmioty z książkami związane. I nie chodzi tu od razu o czytanie wzniosłych treści przy świecach, bo tego chyba nikt nie robi. Chyba…
Jakie są więc najczęściej spotykane rytuały wśród czytelników?
1. Wąchanie książek
Jest to dość popularny, bo i przyjemny odruch (potwierdzam, sam to praktykuję). Zachwyt nad charakterystycznym zapachem świeżo zadrukowanego papieru jest dla mnie w pełni zrozumiały – w końcu jeśli uwielbiamy książki i czytanie, to chcemy poczuć ją wszystkimi możliwymi zmysłami. Nie tylko dotykając wysokiej jakości papieru (najlepiej jeszcze z wyczuwalną pod palcami fakturą), ale też czując, jak jego woń przenika nasze jestestwo.
Są też i tacy, którzy odczuwają taką przyjemność wąchając stare książki i dokumenty. Przynajmniej do momentu, w którym dowiedzą się, że zapach starych książek to tak naprawdę zapach nie tyle papieru, co… ulatniających się bakterii, stęchlizny i związków organicznych, powstałych w wyniku rozkładu tegoż papieru. Co ciekawe, taki zapach może się różnić w różnych książkach w zależności od tego, na jakim papierze zostały wydrukowane. Im papier bardziej zanieczyszczony i podatny na rozkład oraz im gorsze warunki jego przechowywania, tym zapach może być intensywniejszy (i mniej przyjemny). I chyba nie ratuje sytuacji fakt, że jednym ze składników tego zapachu jest nuta zapachowa obecna również w wanilii. Chociaż w sumie…
2. Analiza techniczna
Czytelnicy z zacięciem naukowym przed zapoznaniem się z treścią publikacji muszą zanalizować jego formę materialną i parametry, takie jak: zastosowany krój i stopień pisma, gramatura i rodzaj użytego papieru, technika druku (wraz z charakterystycznymi dla niej niedoskonałościami), rodzaj oprawy, nakład oraz dane bibliograficzne (miejsce i data wydania, instytucja sprawcza). W związku z tym lekturę zaczynają oni od metryczki, a w dalszej kolejności przechodzą do tytułu i autora. Wśród tego typu odbiorców zdarza się, że na tejże metryczce lektura książki się kończy, czego im podobni bynajmniej nie potępiają. Tacy czytelnicy reprezentują bowiem pogląd tzw. fizykalizmu książkowego.
A tak na serio: sam wyzbyłem się tego rytuału, ponieważ im częściej i im bardziej interesuje mnie treść niż forma, tym rzadziej sprawdzam takie dane. Choć nadal to bardzo miłe i profesjonalne, gdy wydawca umieszcza takie informacje. W ostatnich latach w książkach można też coraz częściej spotkać też nazwę użytego fontu.
Oczywiście inaczej ma się sprawa w przypadku wydawnictw bibliofilskich – wtedy metryczki czytam z zapartym tchem, jednak w metryczkach takich wydawnictw umieszcza się też nieco inne informacje. Niekiedy mają one nawet formę bardziej kolofonów niż metryczek – sama przyjemność.

3. Rozcinanie książek
Nazwa tego rytuału może się wydawać co najmniej bluźniercza, jeśli już posługujemy się słownictwem religijnym. Ale jest to w pełni zrozumiałe, ponieważ dziś to zjawisko praktycznie nie występuje i wielu osobom nie jest nawet znane.
Otóż książka szyta przed opuszczeniem drukarni przechodzi przez tzw. trójnóż, który obcina papier z trzech stron. Jest to konieczne, bowiem książka jest drukowana na arkuszach, które są następnie składane w mniejszy format – więc na jej obrzeżach pozostają zagięcia papieru, które uniemożliwiają jej otwarcie. Może się to wydawać trochę skomplikowane, ale można to sobie łatwo sprawdzić, zginając kartkę papieru trzy razy, za każdym razem w połowie arkusza. Żeby móc tak pozaginany papier otworzyć tak jak książkę, trzeba te załamania przeciąć – i do tego właśnie służy trójnóż.
Przechodząc do meritum: bardzo rzadko, ale jednak zdarzają się egzemplarze książek, które nie zostały w ten sposób rozcięte i przez to nie da się ich otworzyć. Jednak o ile dla przeciętnego czytelnika jest to defekt produkcyjny, o tyle dla bibliofila jest to „egzemplarz unikatowy”. Teoretycznie taka cecha podnosi wartość książki, a już na pewno sprawia, że jest cenniejsza dla bibliofilów i zbieraczy książek. Istnieją zbieracze, którzy tworzą całe kolekcje takich nierozciętych (i co oczywiste, nigdy nie czytanych) książek. Częściej jednak posiadacze takich egzemplarzy wykonują podniosły rytuał własnoręcznego rozcięcia i pierwszego otwarcia książki. Nierzadko na jej kartach zapisują również datę ceremonii oraz okoliczności jej zdobycia.

4. Exlibris lub przynajmniej podpis własnościowy
Innym zwyczajem, czy też rytuałem charakterystycznym dla najbardziej wytrawnych bibliofilów jest naklejanie exlibrisu – grafiki informującej o tym, do kogo dany egzemplarz należy. Od momentu oznaczenia exlibrisem książka staje się „moja” już po wsze czasy – przyjęło się bowiem, że takiego godła się nie usuwa, jeśli oczywiście książka przechodzi w ręce kogoś, kto zdaje sobie sprawę czym exlibris jest i jak się z nim obchodzić. Jest to zresztą szalenie ciekawy temat, na który można by pisać opasłe książki (co wielu uczyniło), dlatego w niedalekiej przyszłości podejmę się go na blogu.
Innymi formami exlibrisu są podpisy własnościowe, które przybierają formę zależną od wyobraźni i poczucia estetyki właściciela książki – spotykałem się zarówno z podpisami wierszowanymi, jak i prostymi (w moim przekonaniu wręcz ordynarnymi) pieczątkami z imieniem i nazwiskiem. Pamiętajmy jednak, że takie banalne wpisy czy rozlewające się pieczątki obniżają wartość książki.
5. Zakładki
Z używaniem zakładek jest dokładnie tak samo, jak z innymi aspektami książki: można mieć podejście ściśle utylitarne i używać zakładki w formie tego, co akurat nawinie się nam pod rękę, ale można mieć też podejście rytualne – zbierać zakładki w duże kolekcje oraz używać ich z namaszczeniem nie mniejszym, niż przy wąchaniu książki. W końcu zakładka jest przedmiotem, który otwiera i zamyka ceremonię czytania, a zakładka często używana niejako czyta książki razem z nami. Może być ona również nośnikiem różnorakich wspomnień i uczuć, gdy np. jest prezentem od kogoś bliskiego lub była zakupiona podczas wizyty w jakimś przyjemnym miejscu i czasie. Pomijając to, że może być też ręcznie wykonanym dziełem sztuki.
W moich książkach zakładkami są jednak chusteczki, bilety i inne kawałki papieru. Choć przymierzam się do tego, by bardziej wejść w świat zakładek.
6. Na dobry początek zacznijmy od końca
Częstym zjawiskiem jest zaczynanie książki od końca. Jest to rytuał wprowadzający w lekturę, a który polega na tym, że zamiast pierwszego rozdziału czyta się ostatnie kilka zdań lub ostatnią stronę, po czym wraca do początku. Ma to pewien sens i logikę – samemu nadaje się wtedy danej historii formę zapożyczoną z dobrych kryminałów, gdzie najpierw mamy trupa, a potem poznajemy zdarzenia doprowadzające i wyjaśniające to, dlaczego trup jest trupem. W ten sposób można sobie znacznie uatrakcyjnić czytanie, ponieważ wiedząc jakie jest zakończenie, o wiele bardziej się angażujemy i poddajemy analizie zachowanie bohaterów oraz ich perypetie, aby spróbować samemu dociec do tego, dlaczego tak a nie inaczej się one zakończyły. Nie jest to jednak rytuał dla każdego. Ja na przykład często zaczynam książkę od drugiego lub nawet dalszego rozdziału, aby ominąć wstępy i znaleźć się od razu w trakcie trwających już wydarzeń.
7. Pisanie i robienie notatek
Robienie notatek na marginesach książek może mieć wielorakie zastosowanie – czytając teksty naukowe i publicystyczne możemy na marginesach zapisywać własne wnioski, spostrzeżenia lub syntezy, zaś na marginesach powieści oznaczać interesujące nas fragmenty, cytaty lub analizować strukturę postaci, fabuły itp. Choć dziś książki niestety rzadko mają marginesy, które by na to pozwalały. Więcej na ten temat znajdziesz w artykule „Po co książce duże marginesy”.
8. Dedykacje
Gdy wręczamy komuś książkę w prezencie, pięknym gestem jest zadedykowanie tej osobie naszego daru. Dzięki temu książka staje się własnością tej osoby już na zawsze, a dedykacja zapisem okoliczności w których została wręczona lub relacji łączącej nas i tę osobę. Dedykację można oczywiście napisać wcześniej i potem już tylko wręczyć książkę, jednak uwierzcie mi – napisanie dedykacji w obecności tej osoby robi naprawdę niesamowite wrażenie, a czynność jej pisania i wręczenie staje się ceremonią. Z wielu powodów. Mówię to i jako obdarowywany, i jako obdarowujący.
9. Lektorium fotelaris
Dla wielu czytelników rytuałem jest już sama czynność czytania, dlatego też uważają oni, że należy ją wykonywać w godnym dla niej miejscu – świątyni. W końcu sacrum czytania nie może koegzystować z profanum czynności niższych i gorszych, tj. wszystkich pozostałych. Marzeniem każdego zapalonego czytelnika jest własna pustelnia w postaci osobnego pokoju-biblioteki z arcywygodnym miejscem przeznaczonym na czytanie, w którym w ciszy i skupieniu oraz odcięciu od świata doczesnego można by się oddać lekturze. Jednak jak to w życiu, najczęściej kończy się na kanapie lub fotelu służącym do czytania w towarzystwie kota i kawy lub herbaty. Szatami liturgicznymi jest wtedy ciepły koc.
Osobiście staram się czytać wszędzie, gdzie jest to możliwe: w kuchni, w łóżku, w pociągu, w metrze, a czasem nawet chodząc. Osobną sprawą jest to, że bardzo lubię czytać przed snem – choć nie stało się to dla mnie rytuałem, bez którego nie zasnę. Ale wiem, że dla niektórych i owszem.
10. Czytanie przy świecach
To już brzmi jak rytuał w sensie ścisłym, ceremonia pełną gębą. I zaufajcie, nic nie wymyślam ani nie naciągam na potrzeby artykułu – są tacy, którzy regularnie w ten sposób czytają. Być może niewielu się do tego przyznaje, bo w powszechnej opinii może to już trącić niezdrowym dziwactwem – ale uwierzcie mi, mało jest rzeczy tak przyjemnych, jak czytanie „Fausta”, „Mnicha”, „Drakuli” czy poezji przy świetle świec i dźwiękach nastrojowej muzyki. Czas i świat poza tym książkowym przestaje wtedy istnieć, historia nabiera innego wymiaru, a my stajemy się jej częścią. Każdą taką lekturę i towarzyszący jej nastrój pamięta się potem przez całe życie, niczym doniosłe wydarzenie.
No ale tego chyba nikt nie robi. Chyba…
…a może masz jakieś inne rytuały czytelnicze, których tu nie opisałem? Podziel się nimi!
Dlaczego kiedyś w metryczce książki było napisane często coś w stylu: nakład: 5000 + 200 egzemplarzy a nie np. nakład: 5200 egz.???
Aby oddzielić nakład dostępny w sprzedaży od obowiązkowych egzemplarzy dla bibliotek ;)
egzemplarze dla bibliotek, egzemplarze autorskie, i tzw. okazowe
Bardzo lubię zakładki, mam ich kilkanaście,: haftowane kaszubskim wzorem,metalowe z ozdobną zawieszką,z czerpanego papieru,oklejane metodą serwetkową oraz inne np.reklamowe , itp. Książki też lubię czytać :początek,koniec i środek /zwłaszcza kryminały/ i gdy mi się spodoba wracam do początku.Lubię też czytać kilka książek naraz, oczywiście najlepiej w fotelu i kilka stron przed snem albo pół nocy. Pozdrawiam Felicyta.
Tak, tak – ja też czytam kilka książek „na raz” (np. 4, 5 czy nawet 6, a po prostu 2 czy 3 to nagminnie). Moja mama zawsze się z tego śmieje, bo mówi, że nie zna innej osoby, która tak robi (:
No to tak; wącham zawsze, ten zapach jest jednym z najmilszych, analizuję, aczkolwiek informacja gramatury papieru niespecjalnie mnie frapuje. Uwagę skupiam na nazwiskach, czyli ludziach, którzy ją tworzyli :) I najważniejsze – kocham zakładki, traktuję z namaszczeniem właśnie. Najładniejszą i najmilszą sercu przywiozłam z Barcelony… Natomiast nigdy nie notuję (jeśli już, to na kartce, nie w samej książce), nie piszę i nie lubię dedykacji – uważam to za głupi, wręcz barbarzyński zwyczaj – mazać po książce „z okazji imienin bla bla bla”. Co innego dedykacja od samego Autora – o, to tak, jak najbardziej cenię, zwłaszcza te bardziej osobiste :)… Czytaj więcej »
Tak, są i tacy!
Ja tak robię!😉
Na ostatniej stronie często są informacje o druku itp. W inkunabułach tylko stamtąd można było się dowiedzieć z którego roku pochodzi książka – i jak tu nie przeglądać ostatnich stron ;)
Sama przyjemność ;)
W większości rytuałów się odnajduję :D Jestem z tych, którzy uwielbiają zapach starych książek. I wiem, że powoduje go niszczenie książki, ale nie robi mi to różnicy – lubię wszelki zapach starości, stare chaty, budynki, muzea. Osobistym rekordem jest powąchanie książki z XV wieku, którą pan prezentujący otworzył akurat mi przed twarzą. Zapach środków konserwujących też lubię.
Uwielbiam też książki tak drukowane, że litery przebijają na drugą stronę w formie wypukłości. Każdy ma jakiegoś fioła (mam cichą nadzieję, że ktoś ma podobnego jak ja…).
Wtedy naprawdę widać, że kiedyś książki „tłoczono” ;)
Ten pokazany kolofon to coś cudownego, jeszcze z tak dużą dawką humoru w niesamowitym guście nie widziałem <3 Sam posiadam ekslibris w formie pieczątki (skromnej, ale w mej opinii estetycznej), złożonej przez siebie z czcionek (taka w sumie mała drukarenka w formie pieczątki ;) Mam w swej kolekcji kilka książek z ekslibrisami znaczniejszych instytucji, np. dublet Ordynacji Krasińskich czy z egzemplarz zakonnej biblioteki pijarskiej. Spotkałem się też z próbami usuwania tych znaków – pewnie niekiedy mogą być to ślady kradzieży książek. Nie zawsze to próby skuteczne – spod naklejonego paska białego papieru udało mi się na światło dzienne wydobyć naklejkę… Czytaj więcej »
To o tych „sklejonych” kartkach to widzialam. Mam takich pare sztuk ale strasznie mnie irytuja, bo wazniejsza jest dla mnei tresc niz opakowanie
Zawsze zaczynam czytać od końca, oglądam okładkę, wklejki, ilustracje, spis treści itd. Uwielbiam zapach nowej książki, a najlepszą zakładką moim zdaniem jest wszyta do książki tasiemka. Ale robienie notatek w książce uważam za świętokradztwo. W podręcznikach jak już musiałam coś zaznaczyć, to delikatnie ołówkiem i potem sumiennie wymazywałam to gumką.