Blog posts
Dlaczego warto śledzić aukcje antykwaryczne, nawet gdy nic nie licytujemy?

Dlaczego warto śledzić aukcje antykwaryczne, nawet gdy nic nie licytujemy?

Bibliofilia i kolekcjonerstwo, Wszystkie

Z tym zjawiskiem styka się każdy bibliofil. Prędzej czy później – ale każdy, kto choć trochę poważniej interesuje się kolekcjonowaniem lub poszukiwaniem książek, trafia w końcu na aukcję antykwaryczną. I nawet jeśli niczego na niej nie licytuje, to może z niej bardzo dużo wynieść.

Aukcje bibliofilskie to nie tylko sama licytacja. Poniżej podaję kilka powodów, dla których sam lubię je śledzić i czasem uczestniczyć.

Dlaczego warto śledzić aukcje antykwaryczne?

Katalogi aukcyjne to bardzo ciekawa i pouczająca lektura

Katalogi aukcyjne, pozornie niezbyt treściwe, na dłuższą metę są niezłym źródłem wiedzy na temat historii książek oraz na temat konkretnych egzemplarzy, które są w obiegu. Wiele oczywiście zależy od tego, jak katalog został przygotowany – ale zazwyczaj można się z nich naprawdę sporo dowiedzieć: poznać typy opraw, wygląd poszczególnych wydań danego tytułu czy zauważyć cechy dystynktywne książek z różnych epok. Jednocześnie opisy z katalogów traktuję jak drogowskazy do dalszych zainteresowań daną książką czy tematyką, ponieważ katalog (a zwłaszcza lista wynikowa) jest zapisem tego, co jest poszukiwane i co warto znać.

Warto też wiedzieć, że katalogi aukcyjne są dla antykwariuszy i rzeczoznawców jedną z podstaw wycen rynkowych książek i estymacji, bo na przestrzeni lat można zobaczyć, jak kształtowała się cena konkretnych tytułów. Jeśli was to ciekawi, to napisałem kiedyś tekst o tym, jakie czynniki decydują o wartości książki.

Spotykanie się z innymi kolekcjonerami

Stacjonarne aukcje książek to świetna okazja do spotkania się w gronie innych bibliofilów i nawiązywania znajomości. Niestety, sam bywam na aukcjach ekstremalnie rzadko, ponieważ w soboty (w ten dzień organizuje się aukcje) prawie zawsze prowadzę moje warsztaty introligatorskie. Mimo to czasem udało mi się wpaść na aukcje, na których miałem okazję np. poznać na żywo osoby, które dotąd znałem jedynie z internetu czy z opowieści. Miałem też sposobność posłuchać rozmów doświadczonych bibliofilów i zdobyć w ten sposób wiedzę, której nie zdobyłbym nigdzie indziej (nawet w książkach). Mogłem też poznać osoby, które z racji tej pasji i zawodu stykały się z ważnymi dokumentami, książkami lub osobami. Może trudno w to uwierzyć, gdy czyta się o tym na blogu, ale uwierzcie mi – słuchanie o tym, jak ktoś przez kilkanaście lat szukał jednej brakującej książki do kolekcji, lub podczas skupowania po kimś szpargałów trafił na białego kruka, jest naprawdę ekscytujące.

Oglądanie eksponatów

Przed każdą aukcją stacjonarną wystawiane są eksponaty z katalogu. Jest to często jedyna okazja, żeby obejrzeć z bliska ciekawe lub cenne egzemplarze, autografy czy dokumenty, których nigdzie indziej nie moglibyśmy zobaczyć (i być może już nie będziemy mogli, bo po aukcji trafią na wiele lat do prywatnych kolekcji).

Kim są uczestnicy aukcji bibliofilskich? Próba typologii

Spotykam się ze stereotypem, że licytacją książek na aukcjach zajmują się albo bogacze-ignoranci, dla których kupno niezrozumiałego, ale pięknie wyglądającego inkunabułu za kilkadziesiąt tysięcy złotych jest fanaberią i manifestacją możliwości finansowych, albo ekscentryczni kolekcjonerzy, którzy w swojej determinacji dla wylicytowania jakiegoś tytułu są zdolni zastawić dom i samochód.

Jak to ze stereotypami bywa – jest w nich jakieś ziarno prawdy, bo bywają i tacy, i tacy. Pomiędzy nimi jest zaś cały wachlarz osób, które licytują z zupełnie zdrowych motywacji: kolekcjonowania wąskiej specjalizacji, próby zdobycia materiałów do badań, emocji i sentymentu do jakiejś epoki, chęci zakupu podręczników do nauki czy ulokowania kapitału.

Kolekcjonerzy i inwestorzy

Kolekcjonowania nie będę tu szerzej opisywał – zrobiłem to już w artykule o kolekcjonowaniu książek.

Jedną z motywacji zakupów książek i dokumentów czy map na aukcjach jest lokata kapitału. Odbywa się to na dokładnie tej samej zasadzie, co lokowanie kapitału w złocie – w niepewnych czasach, gdy szaleje inflacja, zmienia się ustrój lub trwa kryzys gospodarczy, cenne książki i dzieła sztuki (w przeciwieństwie do waluty) trzymają wartość – dzięki czemu w lepszych czasach można je bezstratnie spieniężyć. 

Zakup cennych książek można traktować także jak inwestycję i za pewien czas sprzedać je z zyskiem, bo ceny naprawdę wartościowych i poszukiwanych egzemplarzy będą już tylko rosły. Nie myślcie jednak, że są to zakupy z gruntu wyrachowane i spekulacyjne – bądź co bądź trzeba wiedzieć, które książki mogą zyskać na wartości, a które nie. Jest to więc raczej łączenie pasji bibliofilskiej z długoterminowym zarobkiem. Choć można przyjąć podobne założenie, jak przy zakupie obrazów – te najdroższe i najbardziej znane nigdy nie stracą na wartości, ale trzeba na nie wyłożyć znacznie więcej niż 5 000 czy 15 000 zł.

Naukowcy, hobbyści i biblioteki

Pewną grupą klientów są hobbyści, artyści, rzemieślnicy, historycy czy naukowcy, którzy licytują książki potrzebne im w codziennej pracy, w badaniach lub do szeroko pojętego rozwoju zawodowego. Jeśli ktoś jest np. architektem, to może tą drogą zdobyć dawne książki i albumy, z których będzie czerpał wiedzę na temat architektury i budownictwa, która dziś nie jest już przekazywana ani szerzej znana. 

Popularnością na aukcjach cieszą się dawne podręczniki na temat ogrodnictwa i prowadzenia gospodarstwa oraz dawne książki kucharskie – także i one są źródłem wiedzy, której próżno szukać w internecie czy współczesnych podręcznikach. Dla zapalonego ogrodnika lub kucharza, hobbysty lub zawodowca, chcącego odtwarzać dawne potrawy, takie książki są szalenie użyteczne.

Wśród klientów są także biblioteki, np. Biblioteka Narodowa, która w ten sposób uzupełnia swoje zbiory.

Niezależnie jednak od motywacji, zainteresowań czy statusu majątkowego – wszystkich uczestników łączy miłość do książek, znajomość tematu i pasja, dlatego nie spotkamy tu przypadkowych osób. 

Co można upolować na aukcjach antykwarycznych?

Tym, co przynosi najwięcej poruszenia podczas aukcji, są oczywiście same licytacje, które są ciekawe i emocjonujące proporcjonalnie do niematerialnej wartości licytowanej książki.

Świetną ilustracją tego, co mówię, była licytacja pierwszego wydania „Kamieni na szaniec” – egzemplarza, który już sam w sobie jest świadkiem historii: został wydany w 1943 roku, podczas okupacji, przez Komisję Propagandy Biura Informacji i Propagandy Komendy Okręgu Warszawa (w którym to Biurze Informacji i Propagandy, nie chwaląc się – działał mój prastryj). Ta książka – nie tylko w przenośni, ale także dosłownie, ten konkretny egzemplarz – podnosiła na duchu, zwiększała morale i budziła serca naszych dziadków i pradziadków do walki z okupantem.

Nie dziwi więc bardzo emocjonujący przebieg licytacji: cena wywoławcza wynosiła 500 zł, a końcowa – 7700 zł (sic!).

Konspiracyjne wydanie „Kamieni na szaniec” z 1. aukcji Antykwariatu Kwadryga. Poniżej znajdziecie termin drugiej aukcji tego antykwariatu i katalog – może znajdziecie na niej coś interesującego?

O innej, równie emocjonującej licytacji (i szalenie ciekawym eksponacie), pisałem kiedyś na portalu Dobre Książki.

Na jeszcze innej aukcji do wylicytowania był oryginalny dokument zesłania Józefa Piłsudskiego na Syberię – cena wywoławcza wynosząca 4000 zł urosła do 36 000 zł. To również bardzo cenny świadek historii, która być może odmieniła losy naszego kraju.

Opisałem tu najbardziej widowiskowe licytacje – są one jednak wisienkami na torcie, w którym znajdziemy naprawdę sporo równie ciekawych pozycji dostępnych dla kieszeni przeciętnego Kowalskiego. Wiele książek czy przedmiotów ma cenę wywoławczą poniżej 100 zł – w tym pułapie cenowym również trafiają się ciekawe i ważne dla kultury egzemplarze. 

Dobrym przykładem jest pozycja z 1. aukcji antykwariatu Suszek Books – do wylicytowania były dramaty Witkacego „W małym dworku” i „Szewcy” z dedykacją jego żony, Jadwigi z Unrugów Witkiewiczowej. Cena wywoławcza wynosiła 50 zł, licytacja zakończyła się na 286 zł. Któż z nas nie chciałby mieć autografu żony jednego z najwybitniejszych polskich artystów?

Moje zdobycze

Książki na aukcjach kupowałem głównie dlatego, że były mi potrzebne do zdobywania lub uzupełniania wiedzy, której nie mogłem zdobyć w inny sposób. Co udało mi się wylicytować?

Rys poetyki wedle przepisów teoryi w szczegółach z najznakomitszych autorów czerpanej ułożony przez J. K. Królikowskiego, 1828 r.

Zbieram podręczniki do poetyki i wersologii – to mój konik jeszcze ze studiów, który przydaje mi się dzisiaj podczas pracy i podczas pisania. Znajomość poetyki przydaje mi się jednak przede wszystkim podczas czytania – dzięki wiedzy o kompozycji, wersologii i innych prawideł dzieła literackiego bardzo łatwo można określić jakość czytanych książek i wierszy.

Ten podręcznik jest na ten moment jednym z najważniejszych w moim zbiorze książek o pisaniu i poetyce. Jest tak dlatego, że ma w sobie nie tylko cenną wiedzę, ale także spostrzeżenia, które wykraczały poza swój czas i do dziś są bardzo użyteczne. Mogę powiedzieć, że nauczyłem się z tego opracowania nie mniej niż ze współczesnego podręcznika akademickiego.

Cóż za język! Można się w nim zakochać. Jest on też jednym z powodów, dla których lektura starych książek sprawia mi często więcej przyjemności i pożytku, aniżeli współczesnych.

Rozprawy Królikowskiego są też ważne dla polskiej kultury – Królikowski (który był prawnikiem i teoretykiem oraz historykiem literatury) wraz z Józefem Elsnerem, kompozytorem, opracowali zasady prozodii pozwalające na sprawne łączenie polskiej poezji i muzyki. Dzięki nim i ich opracowaniom zaczęły powstawać polskie libretta, a później teksty pieśni ludowych czy żołnierskich. Oczywiście łączono wcześniej poezję w języku polskim i muzykę, jednak odbywało się to w oparciu o ścisłe stosowanie metryki antycznej, co już wtedy było mniej lub bardziej karkołomne i anachroniczne. Zaryzykuję dość duży skrót myślowy, że gdyby nie dzieła i dyskusje tych panów, to teksty dzisiejszych piosenek mogłyby wyglądać inaczej.

Oprawy sakwowe: przyczynek do historji introligatorstwa
u schyłku wieków średnich, 1932 r.

Tę broszurę wylicytowałem dlatego, że jest prawdopodobnie jedynym w języku polskim opracowaniem (a właściwie przyczynkiem do opracowania) tematu opraw sakwowych, który swego czasu bardzo mnie frapował. Poza tym jest też przyjemnym drukiem bibliofilskim – wydana na ładnym papierze, w małej liczbie numerowanych egzemplarzy, z ekslibrisami poprzednich właścicieli. Mam z tej małej broszury wielką przyjemność.

Aukcje bibliofilskie a aktualne nurty kulturowe

Zaryzykuję tezę, że aukcje są w pewnym stopniu odbiciem trendów czy mód w kulturze – W latach 60. i 70. XX wieku kolekcjonowano herbarze oraz inne książki na temat polskiej szlachty, zaś teksty i druki z dwudziestolecia międzywojennego kosztowały grosze i były uznawane niemalże za makulaturę; dziś te same książki i druki osiągają wysokie, czasem i pięciocyfrowe ceny.

Być może powodem takiej, a nie innej mody w tamtym czasie była mitologizacja i nostalgia wobec szlachty, która przez wieki była twórcą oraz ostoją polskiej kultury i sztuki. Nostalgia tym silniejsza, że w panującym wówczas ustroju ową kulturę i historię polskiej szlachty programowo potępiano. 

Podobnie i dziś mamy do czynienia z mitologizacją oraz nostalgią wobec dwudziestolecia międzywojennego, będącego w tym micie (i naszym zbiorczym mniemaniu) opozycją wobec tych elementów współczesności, które nam się nie podobają. Stąd rosnące ceny publikacji z tamtej epoki.

Fakt, że tak ważne pamiątki traktowano jak makulaturę, może się nam wydawać czymś dziwnym i kuriozalnym. Bądźmy jednak szczerzy – czy my nie traktujemy dziś tak samo czasopism z lat 90. i kultowych wtedy książek, np. z serii Kameleon wydawnictwa Zysk i S-ka, które miało bardzo charakterystyczną serię okładek? Dzieje się dokładnie to samo. Ciekawe, czy np. za 30 lat książki tego z tej serii będą licytowane na aukcjach.

(dopisek: po napisaniu tego tekstu z ciekawości sprawdziłem książki z serii Kameleon na portalach ogłoszeniowych i aukcyjnych – ich ceny jednak już rosną!)

Na podobnej zasadzie jeszcze 20-30 lat temu książki z ilustracjami Jana Marcina Szancera były czymś normalnym, wręcz codziennym. Niektóre egzemplarze, będące w naszych domach „od zawsze”, były w istocie wydaniami z lat 50. czy 60. Ot, nic niezwykłego, wielu z nas doskonale je pamięta z lat dziecięcych. Dziś te wydania stają się modne wśród kolekcjonerów, są wystawiane na aukcjach i osiągają coraz większe ceny – czasem nawet i po kilkaset złotych. Motywacje zakupów tych książek mogą być różne – ale domyślam się, że często są związane z sentymentem i chęcią powrotu do „tamtych czasów” oraz kolekcjonowaniem pięknych ilustracji, a nie ze względu na inwestycje (do tego znacznie lepiej nadają się ważne pamiątki narodowe i starodruki za kilka-kilkanaście tysięcy złotych – umożliwiają znacznie wyższą stopę zwrotu).

Na zakończenie

Jeśli dotąd nie brałeś udziału w żadnej z aukcji, drogi Czytelniku, to szczerze Cię do tego zachęcam. Niezależnie od grubości portfela czy głębokości kieszeni. Zapewniam Cię, że już sama lektura katalogu dostarczy Ci wrażeń i wiedzy. Choć oczywiście radość z przelicytowania innych uczestników i zdobycia poszukiwanej książki, jeśli taką masz, jest naprawdę przyjemnym doświadczeniem.

Gdzie znaleźć informacje o aktualnych aukcjach?

 Zawsze aktualne kalendarium aukcji antykwarycznych znajdziecie na stronie Portolan.pl.

Adnotacja: Ten artykuł napisałem już jakiś czas temu, ale gdy go publikuję (wrzesień 2020 roku), wszystkie aukcje stacjonarne zostały odwołane z powodu pandemii COVID-19 i odbywają się w internecie. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócimy do czasów, w których będzie można spotkać się na prawdziwych, stacjonarnych aukcjach, a ustępy o spotykaniu się na żywo podczas aukcji oraz oglądaniu eksponatów ponownie będą miały odniesienie do rzeczywistości. Gdy to nastąpi, usunę tę informację i uaktualnię artykuł.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jacek
Jacek
21 września 2020 14:28

Dla chętnych do zapoznania się ze starszą literatur, ale jednocześnie nie zainteresowanych nabywaniem książek, polecam Polona.pl. Jest tam całkiem spory zbiór zeskanowanych książek (i nie tylko). Rozdzielczość skanów jest znaczna i można spokojnie badać nawet małe stopnie pisma oraz podziwiać dużej rozdzielczości ilustracje. Nie brakuje tam rękopisów, czy inkunabułów. Dużo materiałów jest w domenie publicznej.

Jan Grochocki
Jan Grochocki
21 września 2020 18:29
Reply to  Jacek

Dziękuję za głos! To prawda, sam nieraz korzystam z Polony. Zdarzyło mi się też czytać na Polonie książki dostępne na aukcjach. Jeśli więc znajdziemy coś interesującego w katalogu – to można tę pozycję znaleźć później w Polonie właśnie. Pozdrawiam serdecznie!