Są na wielu pięknych, bogato oprawionych książkach. Nadają im ładnego, staromodnego wyglądu, a nas wprawiają w niezmierną ciekawość. Chodzi o te charakterystyczne wybrzuszenia, zgrubienia, czy po prostu garby na grzbietach książek. Jak prawidłowo je nazywać? Do czego służą? Dlaczego na jednych książkach są, a na innych nie?
Dziś prawdziwych zwięzów już nie ma
Dziś, w rzeczy samej, szycie książki na zwięzy – bo o nich mowa – stosuje się jedynie w drogich oprawach bibliofilskich i w renowacji zabytków książkowych. Czym są owe zwięzy, bo tak brzmi ich fachowa nazwa? O nazewnictwie zresztą jeszcze porozmawiamy, bo w tym wypadku to dość szeroki temat. Ale najpierw zobaczmy, jak kiedyś oprawiano książki i co kryło się pod skórą lub pergaminem.
Tak, dobrze widzisz. Są tam sznury (mogą też być paski skóry), do których przyszywano arkusze papieru, lub dawniej – pergaminu. Zasadniczo należy wykonywać przynajmniej trzy zwięzy, aby w razie zniszczenia lub pęknięcia nici, na której trzyma się papier, trzymał się on na pozostałych dwóch; gdyby trzymał się tylko na jednym zwięzie, arkusze papieru zaczęłby luźno fruwać. Teraz pewnie domyślasz się etymologii nazwy: to elementy, na których związany jest papier. Przy większych formatach można stosować ich więcej – nie tylko, aby lepiej trzymały arkusze, ale również ze względów estetycznych – bo wtedy tworzą się nam idealne pola do tego, aby wkleić w nie tzw. szyldzik z tytułem książki lub wypełnić je złoceniem.
Są też różne techniki szycia na zwięzach – najczęściej używa się zwięzów pojedynczych, choć dawniej stosowano też podwójne. Robiono tak od wczesnego średniowiecza i zaprzestano wraz z wynalezieniem druku, kiedy ilość książek do zszycia znacznie wzrosła, a ich format się skurczył.
Zwięzy są charakterystycznym elementem tzw. oprawy organicznej – czyli takiej, w której blok książki i okładka stanowią jednolitą całość. W takiej oprawie zwięzy nie służą wyłącznie do tego, aby trzymać na sobie arkusze papieru lub pergaminu, ale również do tego, aby trzymać na sobie okładziny (czyli tektury lub deski okładkowe). Oprawa organiczna jest najbardziej tradycyjną i klasyczną formą oprawy, a jednocześnie najbardziej funkcjonalną i wytrzymałą. Oprawione w ten sposób książki wytrzymują setki lat, o czym można się łatwo przekonać oglądając zbiory specjalne bibliotek lub choćby przeglądając zdjęcia zabytkowych woluminów.
A dziś?
Ale to wszystko działo się mniej więcej do końca XVIII wieku. Dziś ze zwięzami jest tak, jak z kapitałką – gdy widzimy na grzbiecie książki charakterystyczne garby, i nie jest to ani książka sprzed XVIII wieku, ani edycja bibliofilska, to możemy być pewni, że są sztuczne. Jest jeszcze jeden sposób, po którym można poznać, czy zwięzy na danej książce są prawdziwe (albo przynajmniej że jest to doskonała imitacja): książki zszywane w ten sposób mają zazwyczaj też takie samo wybrzuszenie na obydwu końcach grzbietu (na górze nazywa się to główką, a na dole grzbietu stopką). Ich obecność w tych miejscach wynika z obecności kapitałki, która jest przyszywana bezpośrednio do bloku książki i też ma swoją grubość. Choć, jak wiele rzeczy, nie jest to stuprocentową regułą.
Osobną sprawą jest też nazewnictwo zwięzów. (W ogóle terminologia introligatorska jest dość problematyczną sprawą, ponieważ nie istnieje obowiązujący słownika tego zawodu). Używa się zamiennie nazw bindy, garby, garbiki, zgrubienia; choć nazwa zwięzy jest tą najszerzej przyjętą i najbardziej fachową, bo oddaje istotę rzeczy. Natomiast ich imitacja to zwięzy sztuczne lub fałszywe (tak po prostu). Pod sztucznymi zwięzami nie ma jednak sznurów, a jedynie wklejone w skórę wypełnienie w postaci pasków grubej skóry, tektury, lub nawet – o ironio – wklejonych sznurów. To wypełnienie ma imitować te prawdziwe zwięzy i nadawać książce staromodnej, historycznej estetyki, kojarzącej się z oprawami sprzed kilkuset lat.
Współcześnie nie szyje się już na zwięzy. Z jednej strony szkoda, bo ich obecność nadaje książce szlachetności, charakteru i kojarzą się ze starymi, wiekowymi i porządnymi książkami. Choć z drugiej strony na książce masowej, przy współczesnych nakładach i budżetach szycie na zwięzy nie ma kompletnie racji bytu. Rozwiązaniem są oczywiście sztuczne zwięzy, o których sztuczność nie mam w takim wypadku żadnych pretensji – choć fakt faktem, nie każda książka musi je mieć, nie na każdej by dobrze wyglądały i, powiedzmy sobie szczerze – nie w każdą książkę jest sens je wstawiać.
Szycie na prawdziwe zwięzy to czasochłonna czynność wykonywana ludzką ręką, której czas i koszt wykonania przewyższałby wartość przeciętnej książki, nie mówiąc już o tym, ile czasu zajęłoby zszycie w ten sposób więcej niż kilkunastu egzemplarzy jakiegoś tytułu. Dlatego też zszywa się w ten sposób jedynie książki oprawione w drogie oprawy bibliofilskie. Takiego szycia używa się również podczas konserwacji i restauracji zabytkowych książek, kiedy trzeba je naprawić lub zrekonstruować dokładnie tą samą techniką, w której została stworzona.
Ty też uważasz, że zwięzy nadają książce szlachetnego wyglądu? A może jesteś zdania, że to niepotrzebna fanaberia i utrzymywanie na siłę czegoś, co już dawno powinno zginąć w mroku dziejów? Chętnie poznam Twoje zdanie w komentarzu pod tym wpisem. Będę też wdzięczny za podzielenie się tym artykułem z Twoimi znajomymi.
Książki ze zwięzami wyglądają szczególnie pięknie, dziękuję za ciekawy artykuł :)
Z przyjemnością odkryłam Twój blog na FB :) Temat jest mi bardzo bliski – jestem księgarzem z wykształcenia, choć krótko w księgarni pracowałam. Długie życie zawodowe jednak wciąż kręciło mi się wokól słowa pisanego i drukowanego. Temat introligatorstwa jest mi więc w pewien sposób bliski i cieszę się, że tyle ciekawych rzeczy opisujesz :)
PS 1. Teraz, na emeryturze, jestem po prostu korektorką szydełkującą – więc i takie szycie książek jest mi bliskie :)
PS 2. Mam też książki szyte, np. „Cichy Don” wyd. Czytelnika z 1951 r., więc nie taki zabytek :)
Chyba każda praca z książką jest przyjemna :) Pozdrawiam serdecznie!
400 książek uszytych na prawdziwe zwięzy, składek 70,. Zajęło nam to 5 miesięcy.
Ciekawe, ile metrów sznura na to poszło…? ;)
Bardzo podobają mi się zwięzy (nareszcie poznałam nazwę!) na grzbietach książek. To działa na mnie podobnie jak torba czy buty w których widać ręczne szycie – widać dotyk człowieka, rzemieślnika.
Czy na warsztatach można się dowiedzieć, nauczyć jak je robić? Marzy mi się posiadanie takiej wiedzy.
Owszem, na warsztatach – zwłaszcza zaawansowanych – można nauczyć się je robić. Proszę śledzić podstronę o warsztatach, niebawem powinny pojawić się daty.
Świetnie! Będę śledzić :D
Большое спасибо, Ян! Вы вдохновили нас на возрождение такого вида книжного переплета в Беларуси!
Большое спасибо! Мне очень приятно это читать! Я буду рад увидет Вашу работу с книгами!
Interesujący artykuł. Przykre patrzeć jak masowa produkcja książki wypiera starą dobrą ręczną robotę. Mówię to z perspektywy introligatora
Cóż zrobić… znak czasów. Pozdrawiam serdecznie!
Ja właśnie oprawiam starsze i ciekawsze książki w organiczne okładki i obowiązkowo używam zwięzów. Fakt, jest to praca baaaaaardzo czasochłonna i nie zawsze wychodzi mi tak jak należy(np naciąganie skóry), nie mniej jednak uważam, że jest to jedyna godna oprawa dla ciekawszych a w szczególności rzadszych książek. Od czasu do czasu trafią się też jakieś miniatury w postaci szkicowników czy notatników. Na przykład pierwsze 7 powstało, gdy nie miałem pojęcia co to jest zwięza, czy kapitałka a mimo to wyszły myślę nieskromnie całkiem fajnie. Zdarzało mi się z niewiedzy wmontować 2 garby fakowe z samego sznura bo nie miałem pojęcia… Czytaj więcej »
Jeden z najbardziej pomocnych blogów na jaki trafiłem